Po kilka zdań o każdej grze, w którą udało mi się zagrać, podczas eventu Planszówki na Narodowym. Impreza bardziej komercyjna niż jestem przyzwyczajona, czego konsekwencją było mnóstwo stoisk wystawców i wyeksponowane sale, gdzie można było zagrać w promowane gry. I oczywiście konkursy promocyjne. Podobno była ogólna wypożyczalnia, ale nam nie udało się do niej dotrzeć.
Chicken Bonanza (Trefl) – dołączyłam się do dwóch około 9-letnich dziewczynek. W skrócie: rzucamy kostką i na dachu kładziemy kurę wylosowanego koloru. Trzeba się spieszyć, bo co kilka chwil dach eksploduje i wszystkie kury spadają. Fajne, ale trudno doprowadzić do końca.
Szalone zegarki (2pionki) – kto szybciej ogarnie, że powiedziałam piąta godzina, gdy na moim zegarku jest również piąta, z okazjonalną zmianą zasad. Imprezówka w typie Jungle Speeda, która mogłaby być nawet fajna, gdyby nie nieczytelne ilustracje i układ informacji na kartach.
Othello – klasyka (gra brytyjska). Jedna z tych gier o prostych zasadach, a jednak skomplikowanych na etapie taktyki i strategii.
Mankala veri – klasyka, tym razem gra afrykańska. Sadzimy zboże lub fasolę: bierzemy wszystkie fasolki z dołka i dokładamy po 1 do każdego kolejnego dołka. Gdy dołożymy tam, gdzie jest 1 lub 2 u przeciwnika, zbieramy wszystko. Gra jest super, szkoda tylko że pan z Groteki musiał w tłumaczeniu zasad dodać jakiś rasistowski tekst o „głupich Murzynach” (zatkało mnie na moment). (Jak prowadzicie pokazy gier, to nie róbcie tego, straszny obciach!).
Mankala w wersji innej (Trefla) – tu dla odmiany punktujemy, gdy nasz ostatni rozsiany groszek trafi na równoległy rządek co zapełniony dołek przeciwnika. Podobne zasady, a drobna zmiana dużo robi (i chyba było prościej). Sarkam trochę na wykonanie – z jednej strony fajne składane drewniane pudełko, a z drugiej żetony różnych wielkości i co gorsza przy większej ich ilości (np. 12, co nie jest szczególnie rzadką sytuacją), wypadają z dołków. Kamil i ja wzięliśmy udział w turnieju, Kamil doszedł do ćwiercfinału, ja popełniłam głupi błąd w ostatnich kilku ruchach i przegrałam 1 punktem pierwszą partię. Do końca dnia nie mogłam sobie darować!
Bitwa o Tortugę (Fox Games) – jakież urocze stateczki na błękitnym morzu! każdy statek zależnie od swojej wartości (1, 2 lub 3) ma tyle kierunków, w których może strzelać. Gra taktyczna na 15 minut, dość losowa – na starcie nie wiadomo, gdzie są statki każdego z graczy, i dopiero trzeba je odkryć. Co zresztą samo w sobie jest fajne. Turniej Tortugi był całkiem fajny, zasady wyjaśniane tuż przed – było niestety za mało egzemplarzy i może dlatego grano po jednej grze (gra do 2 zwycięstw by ten element losowy trochę opanowywała).
Plusk! (Egmont) – w drodze z turnieju na turniej zagraliśmy w Plusk!, gierkę zamkniętą w puszce. Gra w układanie wieży z klocków, które wybiorą dla ciebie inni gracze. A klocki malusieńkie! Zupełnie nie moja bajka.
Triominos – trójkątne domino. Również zaliczyliśmy turniej, ale prowadzenie turnieju okropne: zmiana zasad w trakcie, niewyraźnie podana informacja, że już jest runda. W zasadzie pokaz niż turniej. Blah. Co do samej gry: zliczanie punktów za budowanie pełnych figur jest fajne, zliczanie za sumę punktów na dostawionym żetonie już liczy się ciężko (a to, jakie żetony mi dojdą, zupełnie nie ode mnie zależy).
Rzymianie do domu (Trefl Joker Line) – jedna z gier z serii Trefl Joker Line. Humor jak z Asteriksa, bo gra jest o Szkotach którzy zamiast walczyć z Rzymianami, piorą się między sobą, kto pierwszy rozwali fort (albo Niefort lub Komfort). Kamil bardzo chciał przetestować, bo wyglądało fajnie, mnie interesowało czy chodzi na 2 osoby. Na dwie osoby jest za mało chaosu i niewiele się dzieje.
Pentos (Trefl Joker Line) – karcianka o rzucaniu czarów. Po Rzymianach próbowaliśmy jeszcze odpalić Korsarzy Knizi (ale instrukcja była zniechęcająca) i w podobnie niewielkim pudełeczku znaleźliśmy grę, która niespodziewanie przykuła nas do krzeseł na dobre 40 minut i przez ten czas w końcu rozgryźliśmy jak to działa. Najpierw albo dorzucamy składniki (karty) do kotła, albo je z kotła wyciągamy, ciąg dalszy gry podobny jest ciut do remika, tzn zbiera się karty, próbuje wyłożyć pentos, czyli 5 kart tej samej wartości w różnych kolorach lub krótki 3 kartowy sekwens, żeby zagrać karty specjalne. Pentos lub koniec kart w talii kończy turę, karty na ręku to magiczne oparzenia, czyli minusowe punkty. Swoją drogą do gry przyciągnęły nas ilustracje na kartach: grzybki, ośmiornice, smoki nietoperze i skorpiony – i to właśnie z tą grą finalnie wyszliśmy z Planszówek na Narodowym.
A to nie koniec – na stoisku Trefla w bonusie do zakupu dostaliśmy Kieszonkowego Geeka (demo Kieszonkowego Bystrzaka), czyli geekową wersję “Państwa, miasta” i od razu zagraliśmy w to w pociągu. Losujemy kartę z kategorią, kolejna zakryta karta ma literkę – kto pierwszy wymyśli coś spełniające te warunki, zdobywa punkt. Najlepszym momentem gry były Kryształy Czasu – no cóż.
Podsumowując: na 11 zagranych gier 6 wartych uwagi. Pentos wart kupna, do Tortugi bym chętnie jeszcze wróciła, a klasyka cały czas trzyma poziom. Dobry bilans spotkania. Trochę mnie to nakręciło, może na Gramy do Gdańska pojadę?
Najnowsze komentarze