To jest wpis z kategorii tych, gdzie rozkminiam jak i po co ja właściwie gram. Dla odmiany nie będzie o graniu, ino o tym co się dzieje wokół. O sesji jako spotkaniu społecznym, o umawianiu się. Ten tekst jest też kontynuacją prelki Nigdy z wami nie grałam (linki pod tekstem).
Kontekst jest taki, że co jakiś czas odświeżamy ekipę do grania, a gramy obecnie on-line głównie. Prawdę mówiąc jest to dość frustrujące, ale alternatywą jest granie w ogóle, ew. w 2-3 osoby, a nie każda gra pójdzie.
Założenie: nie interesuje mnie gra z kimkolwiek. Szukam kogoś, kto domyślnie będzie chciał rozgrywać podobny zestaw tematów i gier jak ja i moja grupa. Kogoś, kto podejdzie do gry z entuzjazmem. Kogoś, kto ogarnie mechanikę i będzie w stanie na minimalnym poziomie improwizować (i będzie miał odwagę, i będzie chciał się uczyć). Wreszcie (warunek konieczny): będzie porządnym człowiekiem, a nie głupim seksistą. Kobiety mile widziane.
Nie oszukuję się, to nie będzie łatwe. Na drodze do znalezienia idealnego gracza czeka mnie wiele rozczarowań. To nie znaczy, że nie warto próbować. Bywa tak, że rozstajemy się po jednej czy kilku sesjach: nic w tym złego, czasem nie warto się męczyć. Bywa, że rozstaniemy się po kłótni – cóż, czasami nie da się nic zrobić z niedopasowaniem.
Sztuczka nr 1: ogłoszenie.
W informacji podaję swoje oczekiwania (wobec kogoś) oraz doświadczenia (własne). Nazwy systemów (w co chcemy grać lub w co graliśmy dotychczas) mają dać pojęcie, czego można się spodziewać, mówi to trochę o stylu grania, trochę o interesującym nas klimacie lub tematach.
Istotnym elementem jest proponowany termin gry – jak nie masz czasu grać, to choćbyśmy byli erpegowymi połówkami pomarańczy, nic z tego nie wyjdzie.
Sztuczka nr 2: rozmowa kwalifikacyjna
Osoby, które się zgłoszą, zapraszam do rozmowy na skype (lub alternatywnym komunikatorze). Jeśli ktoś nie ma na to czasu – odpada. To pierwszy sygnał, że może nie mieć czasu na sesję. Jeśli nie przyjdzie na umówioną rozmowę – wypad. Umiejętność kontaktowania się i dopasowywania to minimum, żeby gra się odbyła.
Podczas samej rozmowy podpytuję o różne rzeczy i staram się powziąć wyobrażeniem, jakim człowiekiem i jaką erpegówką/ erpegowcem jesteś, w co grałaś, co lubisz. Pytam o stosunek do seksu i przemocy, informuję o potrzebie feedbacku z twojej strony (nie jestem wróżką, nie domyślę się, czy coś za mocno, za słabo itd.). Rozmowę kończę czymś w stylu „zadzwonimy do pana” – niestety, reprezentuję całą grupę i muszę się zastanowić, czy wszyscy razem się dogadamy. Generalnie daję znać, nawet jeśli nie zostaniesz wybrany.
Sztuczka nr 3: karta X
No dobra, skoro się nie znamy, a w najlepszym wypadku znamy się słabo, to warto przypomnieć BHP. Karta X ląduje na stole, zwykle w formie: mów, jak coś ci nie leży, wtedy przerwiemy grę lub wycofamy scenę. Tak, zakładamy, że się o siebie troszczymy – to jest basic shit. (Ważne: nie zawsze wszystko się uda, po prostu domyślnie się starajmy).
Więc jeśli zaczniesz z tego kpić, mówić, że to niepotrzebne, że trzeba grać twardo, to mogę się spodziewać, że raczej długo nie pogramy. Nie mówiąc o tym, że kiedy gramy twardo, „I Will Not Abandon You” (jak nazwała to Meguey Baker) jest jeszcze bardziej potrzebne.
Sztuczka nr 4: feedback
Lubię, jeśli po sesji można o tej sesji pogadać. O tym co wyszło, gdzie mieliśmy problem itd. Skądinąd wiem, że często ludzie nie umieją wyjść poza „fajnie było” (co mnie strasznie wkurza, bo nic mi nie daje i nie otwiera żadnej rozmowy). Z drugiej strony mi samej jest łatwiej być krytyczną niż pozytywną.
Jeśli więc to ja prowadzę, proszę każdego z graczy, żeby wskazał/ wymienił jedną rzecz, która mu się podobała i jedną, która nie. Czasem z tego pytania rozwija się jakaś rozmowa, czasem zostaję z listą rzeczy do poprawy. A ograniczenie jedno takie, jedno takie zapobiega przed litanią żalów… no i łatwiej jednak przyjąć krytycyzm, gdy się dostaje coś pozytywnego.
„Wreszcie (warunek konieczny): będzie porządnym człowiekiem, a nie głupim seksistą”
Dzięki za jasne postawienie sprawy, jakby mnie podkusiło chcieć z Tobą grać, to będę wiedział, że nie ma co tracić czasu, bo nic z tego nie będzie 😉
Hej!
Ogólnie, mam chyba podobne podejście – jeżeli dobrze Cię zrozumiałem. Dla mnie gra to też jest sposób na spotkanie. Ważniejsze jest, żeby zobaczyć się z fajnymi ludźmi, niż żeby grać w fabularesy za wszelką cenę. Do Twojej ekipy bym jednak się nie załapał – choć nie jestem seksistą.
Sz. 1 – jasna sprawa, warto sobie od razu wszystko wyjaśnić. Ja nie załapałbym się, bo nie gram online i często nie mam czasu. Ale to mój problem.
Sz. 2 – wiadomo, że warto wcześniej pogadać, ale termin „rozmowa kwalifikacyjna” bardzo nieładnie mi pachnie. Tak, jakby ktoś miał zdać jakiś test, czy nadaje się do grona wybrańców. Zwykle unikam takich środowisk.
Sz. 3 – Karta X mi się nie podoba. Nie cierpię, jak ktoś ma jakieś „ale” i nie chce o tym powiedzieć. Kojarzy mi się to raczej ze sposobem na bardzo niefajne zwrócenie na siebie uwagi. Używacie tego serio?
Sz. 4 – nie lubię słowa feedback. W polskim wydaniu to zwykle oznacza „wypada pomarudzić”. Inna sprawa, że nie lubię sztuczności, a w kumpelskim spotkaniu taki punkt programu może razić niezręcznością i prowadzić do nieporozumień, zamiast im zapobiegać. Też uważam, że czasem warto zrobić taką dyskusję, ale tylko wtedy, jak jest potrzeba i ochota.
Nie wiem, czy potrzebnie o tym piszę. Może tak naprawdę myślimy podobnie, tylko posługujemy się różnym językiem.
Pozdrawiam!
Elo anonimie!
Ad. 2 – nie brzmi dobrze, ale tak to działa. Chętnych jest zwykle więcej niż miejsc, a rozmowa pozwala ocenić, czy z kimś chcę grać – ale też czy ktoś chce ze mną. Może być tak, że jesteś zajebistym gościem, ale zamiast sceny typu „moja matka stoi na polu minowym” wolisz się bunkrować w OSR-ach, a na myśl o dramie masz drgawki – podczas rozmowy to się szybko wyklaruje. Może nie jesteś seksistą, a podczas rozmowy wyjdzie, że nigdy nie grałeś z dziewczynami i bardzo chciałbyś, bo to takie egzotyczne – a mi to nie brzmi za dobrze. Albo nie daj boże przynudzasz. Cokolwiek, zresztą to działa w obie strony – jeden z rokujących kolesi już po rozmowie zrezygnował z grania i to też jest w porządku.
No i oczywiście – jasne, zdarza się, że decyduję się grać w nieoptymalnym składzie, ale przynajmniej wiem, na czym stoję. Nie będę zaskoczona 🙂
Ad 3. Karta X – używana jest jako zachęta do informowania o problemie. Nie obchodzi mnie, czy ktoś ma traumę, czy nie chce pchać tematu, czy konwencja nie leży, czy cokolwiek. To jest zachęta: jak coś, to przerwiemy. Przeważnie, w praktyce, ludzie komentują „ej, nie podoba mi się imię tego NPC-a” (to ja, nazywał się jak mój ex i brzmiało krypnie), „możemy pominąć tortury?”, „Nieciekawa ta scena, przeróbmy ją”.
I odwrotnie: moje doświadczenia z ludźmi, którzy byli przeciwni przerywaniu sesji, są takie, że ignorowali to, czy ktoś się dobrze czuje, rzucali „nie jesteś swoją postacią” albo udawali, że są super twardzi i niechcący robiłam im przykrość, a oni dalej nie mówili, więc nic się nie działo (wyduszanie każdego słowa jest super męczące).
ad 4. Chodzi właśnie o to, żeby nie marudzić. Krótko, jedna fajna konkretna rzecz. Jedna niefajna konkretna. Do poprawy na następną. Np. z ostatniej sesji gracze wskazali, że kiedy przedstawiam NPC-a po imieniu, to zakładają, że go znają – więc kiedy odnosiłam się tak do obcych, byli skonfundowani. To łatwe do pokazania i poprawy.
Ach – i nie mówię tu o rozwiązywaniu problemu w grupie, to jest coś, co czasem trzeba i się robi (przed po lub zamiast sesji), ale na to nie mam procedur. To co wyżej służy do upewniania się, że jesteśmy po tej samej stronie, ale nie zapewnia tego przecież.
Na koniec To nie jest tak, że musisz – czy inni muszą – stosować to, co tu jest. Daję to, co robię, bo myślę, że to są konkretne techniki i sformalizowane zwyczaje, i to dość łatwe w aplikacji.
@nakedfemalegiant
Hej
wybacz, logowałem się przez G+, nie wiem dlaczego poszło jako anonim.
Dzięki za wyjaśnienia. Wiem, że to Twoja sprawa – jeśli działa, to nie trza psuć nie? Mówię tylko, że te wstępne założenia co do rekrutacji są dość hmm… charakterystyczne i część być może fajnych osób może się nimi zrazić. (Rozmowa kwalifikacyjna? – c’mon!)
Ukłony!
Oel
Elo, (a zastanawiałam się, kto ma taki fajny ton).
Heh. A szukałam lepszego określenia, nie znalazłam 🙂 W ogłoszeniach piszę łagodniej: „hej, chciałabym pogadać przed sesją o oczekiwaniach i doświadczeniach”. A co do zrażania, cóż, jedną z funkcji ogłoszenia jest właśnie zniechęcenie osób, którym startowe założenia nie pasują. No i serio: nie chciałbyś pogadać przed sesją z kimś, z kim planujesz grać? I na sesję po prostu przyjść już grać?
Myślę też, że w fandomie erpegowym udajemy, że wszyscy jesteśmy równi i gramy w to samo rpg. No nie jesteśmy: mamy kliki, różne oczekiwania, różne osiągnięcia, poglądy polityczne i waśnie. I sam wiesz, że nie gramy wszyscy w jednego Warhammera tak samo 🙂 (rany, znów naruszam tabu jakieś).
ach, jeszcze jedno (umknęło mi w notce).
Jeden z poważniejszych problemów w przypadku sesji on-line to ludzie umawiający się i nigdy nie przychodzący na sesję. Kiedy rozmawiałam z ludkami, którzy grają online więcej niż ja, to wychodzi, że jest to nie tylko częste, ale też dotyczy konkretnych osób (tzn. to nie jest tak, że każdemu się zdarza od czasu do czasu, tylko kilka osób zapisuje się na wiele sesji i na wszystkich/większości nawalają). Przykre, ale prawdziwe.