Archiwum kategorii:Nie tylko rpg

Planszówki, erpegi i polityka

Na nowy rok Simon Piecha pozwolił zapoznać się ze swoją , więc z mojej strony trochę polemiki. Pisze Noobirus między innymi, że w grach planszowych (w odróżnieniu od erpegów czy gier wideo) „nie ma miejsca na politykę, ideologię czy dramy, ponieważ […] co miesiąc jest coś nowego do wypróbowania, a samo medium planszówek nie nadaje się za bardzo do czegokolwiek innego niż po prostu sprzedawaniu planszówek i testowaniu nowych mechanik czy też rozwiązań”.  I call bullshit.

1. Kiedy swego czasu grałam w go, wyglądało to mniej więcej tak, jak mówi Noobirus. Nie było polityki i wszyscy graliśmy w jedną grę, wszyscy uczyliśmy się tej samej gry. Był pewien etos i etykieta gry: uczysz słabszych, wymagasz od siebie, a „onegaishimas” na początku gry to zarówno powitanie jak i „przeciwniku, ucz mnie”. Nie było polityki i ideologii?

Była, oczywiście, że była. Widać było w tym, jakie turnieje są promowane (Mistrzostwa Juniorów), a jakie niekoniecznie (Mistrzostwa Kobiet). Była w tym, na co szły pieniądze.

2. Ale polityka jest w planszówkach zamknięta w mechanikach i rozwiązaniach. Takie Monopoly jest topowym przykładem na grę, która wychwala kapitalizm w stylu im jesteś bogatszy tym jesteś bogatszy.  Paradoksalnie ta gra została pierwotnie stworzona (pod tytułem Landlords Game) przez  Elizabeth Magie, by w prosty sposób pokazać, jak dzięki posiadaniu ziemi bogaci stają się coraz bogatsi, a najemcy biednieją. Temat i mechanika w zasadzie ta sama, ale fluff wskazuje, jakie jest „właściwe” podejście do rozwarstwienia społecznego i komu mamy kibicować.

Z kolei zdobywanie księżniczki w Liście miłosnym to stalking. Fluff gry mówi, że księżniczka jest w rozpaczy, i dlatego odcięła się od zalotników, a zadaniem gracza jest znalezienie odpowiednich sojuszników, by pokonać jej opory. Księżniczka mechanicznie również nie chce widzieć zalotników (Zagranie karty księżniczki – czyli przekazanie listu bez pośrednika – to automatyczna przegrana rundy), chociaż tekst zasad próbuje to tłumaczyć „nikłym pojęciem o sprawach sercowych”. (Listu miłosnego jest kilka wersji, w tej połączenie takiej fikcji z taką mechaniką daje niestety taki efekt).

prElementy gry niosą swoje znaczenia.  (s.35, przypis 2) w Puerto Rico to niewolnicy na plantacjach (łatwe to do zauważenia widoczne dla osób, których to dotyczy). I googlowanie na szybko wskazuje, że jest to częste i oczywiste skojarzenie (niezależnie od tego, czy mechanicznie gra się podoba – jak w zalinkowanym poście).

PupileAlbo tacy Pupile Podziemi: brzmi jak kpina z zakładania jednoosobowej działalności gospodarczej i tego, że teraz jest jeszcze gorzej – tak, teraz zajmujesz się sprzątaniem gówna, dosłownie. Tak, do tego służą sraczkowate kosteczki 😉 Tak, ta gra nabija się też z wypierania, że niektóre zasady oznaczają co innego, niż się wydaje.

Tak, Noobirusie, to tylko taka zasada: zwierzęta wyjeżdżają na lepsze życie na wsi, a tokeny w Puerto Rico nieideologicznie są brązowe. lol, nope.

3. W jednym Noobirus ma rację. W przypadku erpegów dyskusje o polityce są trudniejsze do uniknięcia. Przy planszówce łatwiej jest niezauważać, co mówią poszczególne elementy, bo trzeba by przeprowadzić jakąś analizę. Nie ma tak dużego znaczenia jak nazywa się karta: „Usuń kartę przeciwnika z gry” jest ważniejsze niż to, że karta nazywa się „Skrytobójstwo”. Część graczy to lekceważy, bo to poboczny element, niekonieczny do gry. Przy erpegowaniu niestety opowiadamy historie. A jeśli nas jest czwórka i mamy różny, choćby nieznacznie, ogląd świata, to prędzej czy później zacznie nam on wyzierać spod tej historii. Taka bzdurka jak konieczność płacenia za magię leczącą w dedekach dla Amerykanina będzie oczywiste – w Polsce ze stosunkowo powszechnym (póki co) ubezpieczeniem zdrowotnym już wcale nie.

Wymyślamy fantastyczne uniwersa i automatycznie przerzucamy na nie nasz ogląd świata. Co jest „normalne”, co myślimy o stosunkach społecznych i płciowych. Obcych należy się bać czy to okazja do ekscytującego spotkania? Jak będzie wyglądało społeczeństwo w przyszłości? Czym jest dla nas powrót do natury? Podczas gry nie zadajemy tych pytań. Podczas gry udzielamy na nie odpowiedzi.

Nic dziwnego więc, że dyskutujemy o polityce, bo dyskutujemy o polityce już na poziomie meta: opowiadając tę naszą fikcję. Niedużo trzeba, żebyśmy rozmawiali bez tego poziomu, bo ta rozmowa wisi cały czas w powietrzu. I nie zawsze mówiąc o tym samym, mówimy tak samo: bunt robotów u jednego wywoła sympatię z tymi, którym odmawia się miejsca w społeczeństwie, inny będzie się bał, że kiedyś roboty zajmą nasze miejsce i wypchną nas z rynków pracy, dla jeszcze innej będzie to świętokradcze uzurpowanie sobie miejsca Stwórcy – przejrzyste metafory, prawda?

Mówimy tu o lękach i nadziejach. Dlatego właśnie kłócimy się – bo poprzez fikcję, poprzez opowiadaną historię dyskutujemy o naszym miejscu w świecie, o tym jak jest, jak oceniamy to, co jest, i o tym, co być powinno.

Dyskutujemy o światopoglądach i polityce.

 

——————–

Dziękuję Mateuszowi Kominiarczukowi za konsultację merytoryczną.

Więcej w temacie:

Chris Danielsen, “‘Scantily Clad and Well Proportioned’: Sexism and Gender Stereotyping in the Gaming Worlds of TSR and Dungeons & Dragons.”

Bruno Faidutti,

Piotr Sterczewski, This Uprising of Mine: Game Conventions, Cultural Memory and Civilian Experience of War in Polish Games

 

 

Mapki, mapki, więcej mapek – Hex Kit

Schematy, plany poglądowe i mapki to jedna z tych rzeczy, które zwykle sprawiały mi kłopot. (Osoby, z którymi gram, mają ubaw, oglądając schematy sytuacji, które szykuję). Na szczęście w sieci można znaleźć sporo różnego rodzaju pomocy dla graczy, którzy potrzebują fikcyjnych mapek.

map1

Wczoraj wreszcie doczekałam się zrealizowania Hex Kita, programu do tworzenia hexowych mapek. Zaczęło się od tego, że kilka miesięcy temu Cecil Howe wrzucił swoje prześliczne hexy i pokazał, jak można z nich robić mapkę w gimpie. Świetne efekty, ale trochę to uciążliwe. Stąd szybki kickstarter oraz ufundowany i napisany program do tworzenia mapek.

Planszówki na Narodowym

Po kilka zdań o każdej grze, w którą udało mi się zagrać, podczas eventu Planszówki na Narodowym. Impreza bardziej komercyjna niż jestem przyzwyczajona, czego konsekwencją było mnóstwo stoisk wystawców i wyeksponowane sale, gdzie można było zagrać w promowane gry. I oczywiście konkursy promocyjne. Podobno była ogólna wypożyczalnia, ale nam nie udało się do niej dotrzeć.chicken-bonanza

Chicken Bonanza (Trefl) – dołączyłam się do dwóch około 9-letnich dziewczynek. W skrócie: rzucamy kostką i na dachu kładziemy kurę wylosowanego koloru. Trzeba się spieszyć, bo co kilka chwil dach eksploduje i wszystkie kury spadają. Fajne, ale trudno doprowadzić do końca.

Szalone zegarki (2pionki) – kto szybciej ogarnie, że powiedziałam piąta godzina, gdy na moim zegarku jest również piąta, z okazjonalną zmianą zasad. Imprezówka w typie Jungle Speeda, która mogłaby być nawet fajna, gdyby nie nieczytelne ilustracje i układ informacji na kartach.

Othello – klasyka (gra brytyjska). Jedna z tych gier o prostych zasadach, a jednak skomplikowanych na etapie taktyki i strategii.

Mankala veri – klasyka, tym razem gra afrykańska. Sadzimy zboże lub fasolę: bierzemy wszystkie fasolki z dołka i dokładamy po 1 do każdego kolejnego dołka. Gdy dołożymy tam, gdzie jest 1 lub 2 u przeciwnika, zbieramy wszystko. Gra jest super, szkoda tylko że pan z Groteki​ musiał w tłumaczeniu zasad dodać jakiś rasistowski tekst o „głupich Murzynach” (zatkało mnie na moment). (Jak prowadzicie pokazy gier, to nie róbcie tego, straszny obciach!).

Mankala w wersji innej (Trefla) – tu dla odmiany punktujemy, gdy nasz ostatni rozsiany groszek trafi na równoległy rządek co zapełniony dołek przeciwnika. Podobne zasady, a drobna zmiana dużo robi (i chyba było prościej). Sarkam trochę na wykonanie – z jednej strony fajne składane drewniane pudełko, a z drugiej żetony różnych wielkości i co gorsza przy większej ich ilości (np. 12, co nie jest szczególnie rzadką sytuacją), wypadają z dołków. Kamil i ja wzięliśmy udział w turnieju, Kamil doszedł do ćwiercfinału, ja popełniłam głupi błąd w ostatnich kilku ruchach i przegrałam 1 punktem pierwszą partię. Do końca dnia nie mogłam sobie darować!Bitwa-o-tortuge

Bitwa o Tortugę (Fox Games) – jakież urocze stateczki na błękitnym morzu! każdy statek zależnie od swojej wartości (1, 2 lub 3) ma tyle kierunków, w których może strzelać. Gra taktyczna na 15 minut, dość losowa – na starcie nie wiadomo, gdzie są statki każdego z graczy, i dopiero trzeba je odkryć. Co zresztą samo w sobie jest fajne. Turniej Tortugi był całkiem fajny, zasady wyjaśniane tuż przed – było niestety za mało egzemplarzy i może dlatego grano po jednej grze (gra do 2 zwycięstw by ten element losowy trochę opanowywała).

Plusk! (Egmont) – w drodze z turnieju na turniej zagraliśmy w Plusk!, gierkę zamkniętą w puszce. Gra w układanie wieży z klocków, które wybiorą dla ciebie inni gracze. A klocki malusieńkie!  Zupełnie nie moja bajka.

Triominos – trójkątne domino. Również zaliczyliśmy turniej, ale prowadzenie turnieju okropne: zmiana zasad w trakcie, niewyraźnie podana informacja, że już jest runda. W zasadzie pokaz niż turniej. Blah. Co do samej gry: zliczanie punktów za budowanie pełnych figur jest fajne, zliczanie za sumę punktów na dostawionym żetonie już liczy się ciężko (a to, jakie żetony mi dojdą, zupełnie nie ode mnie zależy).

Rzymianie do domu (Trefl Joker Line) – jedna z gier z serii Trefl Joker Line. Humor jak z Asteriksa, bo gra jest o Szkotach którzy zamiast walczyć z Rzymianami, piorą się między sobą, kto pierwszy rozwali fort (albo Niefort lub Komfort). Kamil bardzo chciał przetestować, bo wyglądało fajnie, mnie interesowało czy chodzi na 2 osoby. Na dwie osoby jest za mało chaosu i niewiele się dzieje.pentos

Pentos (Trefl Joker Line) – karcianka o rzucaniu czarów. Po Rzymianach próbowaliśmy jeszcze odpalić Korsarzy Knizi (ale instrukcja była zniechęcająca) i w podobnie niewielkim pudełeczku znaleźliśmy grę, która niespodziewanie przykuła nas do krzeseł na dobre 40 minut i przez ten czas w końcu rozgryźliśmy jak to działa. Najpierw albo dorzucamy składniki (karty) do kotła, albo je z kotła wyciągamy, ciąg dalszy gry podobny jest ciut do remika, tzn zbiera się karty, próbuje wyłożyć pentos, czyli 5 kart tej samej wartości w różnych kolorach lub krótki 3 kartowy sekwens, żeby zagrać karty specjalne. Pentos lub koniec kart w talii kończy turę, karty na ręku to magiczne oparzenia, czyli minusowe punkty. Swoją drogą do gry przyciągnęły nas ilustracje na kartach: grzybki, ośmiornice, smoki nietoperze i skorpiony – i to właśnie z tą grą finalnie wyszliśmy z Planszówek na Narodowym.

kryształyA to nie koniec – na stoisku Trefla w bonusie do zakupu dostaliśmy Kieszonkowego Geeka (demo Kieszonkowego Bystrzaka), czyli geekową wersję “Państwa, miasta” i od razu zagraliśmy w to w pociągu. Losujemy kartę z kategorią, kolejna zakryta karta ma literkę – kto pierwszy wymyśli coś spełniające te warunki, zdobywa punkt. Najlepszym momentem gry były Kryształy Czasu – no cóż.

Podsumowując: na 11 zagranych gier 6 wartych uwagi. Pentos wart kupna, do Tortugi bym chętnie jeszcze wróciła, a klasyka cały czas trzyma poziom. Dobry bilans spotkania. Trochę mnie to nakręciło, może na Gramy do Gdańska pojadę?

Konwentowe zgłaszanie problemów

Byłam czas temu jakiś na konwencie. I trafiło się tak, że chciałam zgłosić pewną sytuację organizatorom, poniżej opowiadam, jaki był przebieg wydarzeń, oraz jak chciałabym, żeby takie zgłoszenie wyglądało.

Drugi dzień konwentu, kiedy się rozpakowuję, dwóch kolesi rozważa palenie marihuany na konwencie. Nie jestem pewna czy to poważna sprawa, nie wiem, czy żartują, czy mówią serio, to chyba wbrew regulaminowi imprezy – i zdecydowanie niedopuszczalne na terenie szkoły. Decyduję się zgłosić, choć obawiam się, że nie zostanę potraktowana poważnie, choć znajomi chcą iść na wybrany punkt programu, choć nie wiem, jakie problemy mogą generować upaleni chłopcy. Decyduję się zgłosić, bo uważam, że lepiej, żeby orgowie wiedzieli i mogli zawczasu przygotować się do ewentualnych trudności.

Zgłaszam więc najbliższemu gżdaczowi, który zarządza rejestracją uczestników, pokazuję, o których ludków chodzi, proszę, żeby choć spisał jego numer z identyfikatora (w razie kłopotów będzie można sprawdzić nazwisko). Ten odsyła mnie do orga w czerwonej koszulce, mówiąc, że jest tylko gżdaczem i nic nie może zrobić. Org jest zajęty, zbywa mnie, odsyła do kogoś innego, inny org odsyła mnie do kolesia z Patrolu Konwentowego („oni się zajmują takimi rzeczami”). Czekam, żałuję, że w ogóle próbuję coś zgłaszać, może to mało ważne. W końcu, cała zażenowana, referuję kwestię dwóm dryblasom: jeden org w czerwonej koszulce, drugi z Patrolu wyższy ode mnie o pół metra, wskazuję na kolesi od marychy, którzy właśnie wychodzą na zewnątrz. Przyjmujący mówią „dzięki”, i że jak tamci wrócą i będą ujarani, to nie zostaną wpuszczeni – i w końcu mogę iść.

Całość trwała jakieś 15 minut.

Zgłoszenie nie powinno tak wyglądać. Chcę pokazać perspektywę osoby zgłaszającej. Tutaj byłam w komfortowej sytuacji, gdy zgłoszenie dotyczyło jakiegoś naruszenia regulaminu, ale to nie mi działa się krzywda, w sytuacji, gdy problemy nie eskalowały. Najmniej ważny jest tu powód mojego zgłoszenia, mogłoby to być cokolwiek innego: przebieg wydarzeń byłby zapewne podobny, gdybym próbowała zgłosić picie piwa podczas konwentu, kradzież czy nękanie.

  1. Po pierwsze, nie wiedziałam, do kogo powinnam zgłosić się ze zgłoszeniem, więc podeszłam do pierwszej osoby w koszulce konwentu. Być może w informatorze była informacja, jak zgłaszać sytuacje problemowe, ale trzeba się liczyć z tym, że nie wszyscy przeczytają lub będą o tym pamiętać (bardzo bym chciała, żeby na coś takiego poświęcono pełną stronę w informatorze, dużymi literami!). Wolontariusze (gżdacze) powinni być przeszkoleni – powinni wiedzieć, co zrobić w przypadku zgłoszenia. Powinni mieć ulotkę z procedurą, co robić w takich przypadkach, kogo ściągnąć (zamiast: do kogo mnie odesłać).
  2. Po drugie, sama nie byłam pewna zgłaszania, miałam mnóstwo wątpliwości, i to odsyłanie od Annasza do Kajfasza obniżało moją determinację do zgłoszenia. Myślałam sobie, żeby odpuścić, że te trudności świadczą o tym, że oni (organizatorzy konwentu) po prostu nie chcą dostać zgłoszenia, że robię komuś problemy i zawracam głowę. Nie chciałabym (nie chcielibyśmy), żeby ludzie rezygnowali ze zgłaszania poważniejszych sytuacji z powodu podobnych problemów co tutaj. Chciałabym, żeby zgłoszenie zostało przyjęte od razu i bez wątpliwości, niezależnie od tego, co osoba przyjmująca sądzi o prawomocności i sensowności zgłoszenia.
  3. Wśród orgów/gżdaczy okolicznych nie było ani jednej kobiety. W moim przypadku nie było to takie problematyczne, ale gdybym zgłaszała molestowanie (seksualne), mogłoby mieć wpływ na to, że bym się nie odważyła. Chciałabym, żeby wśród orgów i gżdaczy było więcej kobiet, które mogłyby przyjąć zgłoszenie. Szczególnie do poważniejszych przypadków powinna być oddelegowana para kobieta+mężczyzna.
  4. Kiedy wreszcie udało mi się zgłosić, dostałam zapewnienie, że coś zostanie zrobione (choć trwało to tyle czasu, że ledwo zdążyłam wskazać na tych kolesi). Ale właściwie nie wiem co, czy moje zgłoszenie było sensowne i potrzebne i brakowało mi jakiegoś zakończenia tej sytuacji – informacji, jak zostało to finalnie rozegrane, czy moje obawy były uzasadnione itp. Chciałabym, żeby z tego zgłoszenia powstał jakiś raport/notatka, żeby był jakiś ślad, że coś się wydarzyło, coś, na czym można by się oprzeć przy organizacji kolejnych konwentów, ewentualnie do sprawdzenia, czy jakieś osoby nie powodują podobnych sytuacji regularnie.

Chciałabym, żeby dowolne zgłoszenie zostało potraktowane poważnie. Zakładam, że poszczególne punkty regulaminu imprezy nie są dla picu – kiedy organizator imprezy sam lekceważy regulamin lub naruszenia tego regulaminu przez uczestników, daje tym samym sygnał, że podobnie może potraktować inne (w tym poważniejsze) naruszenia, czy to wniesienie broni na teren konwentu, czy to zgłoszenie molestowania.

Na koniec uwaga: zdaję sobie sprawę, że przytoczony przykład jest kontrowersyjny, m.in. z powodu podejścia polskiego prawa do marihuany, ale w tej notce i komentarzach chciałabym się skupić głównie na procedurach. Chciałabym, żeby organizatorzy konwentu ułatwiali zgłaszanie uczestniczkom i uczestnikom wszelkich potencjalnie niebezpiecznych sytuacji, niezależnie od powagi danego zdarzenia i reagowali odpowiednio.

Z regulaminu Avangardy 2014

Ponieważ zależy nam na komforcie każdego Uczestnika, wszyscy Uczestnicy, Organizatorzy i członkowie Obsługi Konwentu są zobowiązani do traktowania innych osób z szacunkiem. Osoby zachowujące się agresywnie, obraźliwie lub stwarzające zagrożenie dla czyjegoś życia, zdrowia, dóbr osobistych czy materialnych będą usuwane z terenu Konwentu bez zwrotu kosztów uczestnictwa. W szczególności naleganie na dalszy kontakt z kimś, kto prosił o zakończenie rozmowy, nie będzie tolerowane.

Co tu jest dobrego:

  • To w zasadzie pierwszy raz, gdy regulamin konwentu fantastyki jasno wyraża niezgodę na molestowanie i nękanie podczas konwentu (jeśli się mylę, wskaż mi! ucieszę się). To ważny sygnał.
  • Wyliczone są zachowania, które są niemile widziane, szczególnie fragment o „naleganiu na dalszy kontakt” – fajnie, że to podkreślono, skoro mamy taką kulturę, że coś takiego jest bagatelizowane.

Co nie jest takie fajne:

  • Regulamin nie precyzuje, do kogo należy się zwróci, gdy nastąpi opisana w punkcie sytuacja. Bez procedur zapis jest martwy.
  • To dopiero 25. punkt. Wyżej są paragrafy dotyczące naklejania ogłoszeń (sic!) i wnoszenia broni.
  • Ten zapis nie jest dodatkowo podkreślony na stronie (a przydałoby się, skoro to zmiana od zeszłego roku) – trudno oczekiwać, że nękanie będzie zgłaszane, jeśli uczestniczki i uczestnicy nie będą wiedziały, że mogą je zgłosić. Podobnie trudno oczekiwać, że istnienie tego punktu uświadomi potencjalnym sprawcom (czyli: uczestnikom i uczestniczkom), że za to można wylecieć, skoro łatwo tego nowego punktu nie zauważyć.

Tak czy inaczej to krok w dobrym kierunku! Wierzę, że w kolejnych latach doczekamy się zasad postępowania w sytuacjach z nękaniem i molestowaniem (w tym seksualnym) z prawdziwego zdarzenia.

Cytat: „tam są nasze cycki” [wpis gościnny]

Znajomy poprosił mnie o publikację jego wypowiedzi na temat traktowaniu kobiet w fandomie. Oto i ona:

 

Prowadzone teraz dyskusje o traktowaniu kobiet w fandomie dają pewną nadzieję na to, że podejście do pewnych zachowań powoli się zmienia. Myślę więc że warto mieć przed oczyma różne aspekty niefajnego traktowania kobiet z jakimi możemy się zetknąć. Nie wszystkie z nich objawiają się niechcianym bezpośrednim kontaktem fizycznym, ale wpływają na to czy środowisko fantastyczne jest raczej bardziej czy raczej mniej przyjaznym kobietom miejscem (mi osobiście wydaje się że na tyle średniej krajowej środowisko fantastyczne wypada przyzwoicie, ale to nie znaczy że nie mogło być lepsze).

Oto historyjka jaka przydarzyła mi się na pewnym konwencie w zeszłym roku. Z kilkoma znajomymi stoimy przed wejściem i rozmawiamy. Między ludźmi dookoła krążą ona przebrana za (o ile dobrze pamiętam) elfkę oraz zwyczajnie ubrany on i rozdają ulotki reklamujące zbliżającą się imprezę około-fantastyczną. W pewnym momencie on podchodzi do nas, podaje ulotki, mówi co i kiedy i gdzie organizuje, zachęca do przyjazdu mówiąc że będziemy się świetnie bawić, i że więcej detali jest na ulotkach. I kończy:

 – A, no i jakbyście chcieli, to tam (pokazuje na nią) są nasze cycki.

1. Co tu jest nie tak?

  •  ona została sprowadzona do roli ładnego obiektu na który możemy sobie popatrzeć,
  • dostaliśmy komunikat „przyjedźcie do nas chłopaki, będzie dużo fajnych cycków dookoła”
  • ktoś uznał że powiedzenie czegoś takiego jest zupełnie OK w środowisku fantastycznym i jest akceptowalną formą reklamy swojej imprezy

 2. Nasza odpowiedź wcale nie była super – bez zastanowienia odpowiedziałem że „wolałbym zobaczyć twoje”, zrobiło się odrobinę niezręcznie, on wybrnął jakimś żartem i poszedł do kolejnej grupy ludzi obok. To nie jest dobry sposób reagowania w takich sytuacjach, dlatego że mój komunikat mógł łatwo zostać niezrozumiany. Także dlatego, że on może zupełnie serio nie zdawać sobie sprawy, że to, co powiedział, było niestosowne.

 3. Reklamowana impreza miała, o ile dobrze rozumiem, charakter półprofesjonalny (nie była organizowana przez zrzeszony w ZFP klub ani przez grupę znajomych) – wydaje mi się to nieistotne o tyle, że chyba równie bardzo razi mówienie per „cycki” o kimś zatrudnionym do promocji eventu, co o robiącej to wolontariacko koleżance. Warto jednak pamiętać, że w kontekście postępującej profesjonalizacji konwentów przejmowanie funkcjonujących wzorów (hostessy, anyone?) z innych imprez na dużą skalę jest naturalne i być może czasem bezrefleksyjne. Tego typu wzory niekoniecznie muszą przystawać do wizji tych, którzy chcą myśleć o fandomie w sposób inkluzywny – czyli jako o czymś takim, gdzie jest miejsce dla każdego.

 4. Co to pokazuje:

  •  seksizm ma wiele form, z którymi nie można, wbrew internetowym sugestiom, poradzić sobie daniem w mordę / pójściem na policję (abstrahując od sensowności tych rad).
  • to, że nikt nie został zmacany, nie znaczy, że nic się nie stało i że nie ma kwasu.

 5. W prowadzonych niedawno dyskusjach padają sugestie zrównujące „feminizm” (daję cudzysłowy, bo feminizmów jest wiele i istotnie różnią się od siebie) wiązał się z zakazywaniem pokazywania publicznie kobiecego ciała i różnymi formami moralnej cenzury. No więc nie. Problemem w takich sytuacjach nie jest to jak była ubrana ta dziewczyna i co odsłaniała – wiele wariantów feminizmu mówi że to jej sprawa (podobnie w przypadku dziewczyn biorących udział w cosplayach). Jeśli sprawia im to frajdę, to super! Problemem jest to, że z racji tego że są dziewczynami traktuje się je przedmiotowo i sprowadza do seksualnego rekwizytu.

 6. Co by było, gdyby obok niego była ona i on2, i usłyszelibyśmy „tam są nasze cycki i klata”? Sądzę że większość osób którym nie podobają się takie rzeczy jak spot Pyrkonu powie, że to nic nie zmienia – wciąż byłoby to traktowanie jego2 i jej przedmiotowo na tle seksualnym, a to jest coś czego nie chcielibyśmy mieć w naszym środowisku – niezależnie od tego że przedmiotowe traktowanie na tle seksualnym częściej dotyka kobiet niż mężczyzn.

Seksistowska promocja Pyrkonu i Q-Workshopu

Pyrkon jest największym w Polsce konwentem fantastycznym. Z roku na rok zwiększa się liczba uczestników (w zeszłym roku ponad 12 000 osób), 800 godzin programu, polscy i zagraniczni goście – twórcy gier, autorzy komiksów i książek: John Wick, Grzegorz Rosiński, Anna Kańtoch, Graham Masterton, żeby wymienić choćby kilka nazwisk – oraz ogromna ilość innych atrakcji… Samą ofertą broni się sam, nie ma potrzeby reklamować się słabym filmikiem z przedmiotowo przedstawionym kobiecym ciałem. Te same zarzuty odnoszą się również do Q-Workshop – kostki produkowane przez tę firmę są rozpoznawane i doceniane na całym świecie (współpraca z Paizo: Munchkin, Pathfinder) – skąd pomysł, żeby reklamować się seksizmem na 10-lecie firmy.

[Zamiast linku streszczenie filmiku: Kamera ogląda/podgląda wchodzącą do pomieszczenia kobietę, która zaczyna się rozbierać. Po zrzuceniu stanika kobieta wchodzi do łazienki i zrzuca majtki. W ostatnim ujęciu leży w wannie całkiem przykryta kostkami. Logo Pyrkonu. Logo Q-Workshopu].

Rozebrana kobieta jest zupełnie nieadekwatna do sprzedawanego produktu. Gdyby nie napisy końcowe (i podpisy), trudno byłoby się domyślić, że chodzi o konwent i dodawanie kostki do wejściówki.

Sam spot w oczywisty sposób powiela powszechne w reklamie #szczuciecycem. Oczywiście to kobieta (a nie mężczyzna) jest rozbierana, to oczywiście na nią się patrzy. Znamy podobnych reklam mnóstwo, a . Dla jasności: mój sprzeciw budzi wykorzystanie kobiecego ciała, nie nagość sama w sobie – reklama prowokuje wręcz do bezmyślnych i uprzedmiotawiających komentarzy w stylu: „”.

To oczywiście nie pierwsza wtopa Pyrkonu na tym polu. W zeszłym roku na grupie Erpegi są dla dziewczyn zwracałyśmy organizatorkom Pyrkonu uwagę, że niektóre z ówczesnych plakatów były nieco problematyczne i apelowałyśmy o większą różnorodność i mniejszą stereotypowość przedstawień osób na plakatach. Najwidoczniej były za mało seksistowskie.

Od kilku lat pyrkonowi gżdacze witają na bramkach uczestniczki konwentu hasłem „opaska albo cycki” i najwyraźniej po samym tym haśle konwent jest rozpoznawalny. Choć organizatorki i organizatorzy zdają sobie sprawę z tego, nadal nie podjęli żadnych kroków zmierzających do wyeliminowania tego typu incydentów, nie mówiąc o przeszkoleniu wolontariuszek i wolontariuszy. Wciąż (podobnie jak w przypadku innych konwentów) nie ma przyjętych sposobów postępowania w przypadku molestowania, także seksualnego, podczas konwentu, ani żadnych zapisów w regulaminie na ten temat. Więcej: kiedy zgłosiłam jednej z organizatorek, że słyszałam o dziewczynie, która była obmacywana podczas tego samego konwentu, usłyszałam, że „skoro tego nie zgłosiła, to nie ma problemu” (nie było osoby, do której można by taki incydent zgłosić), a moją sugestię wprowadzenia tzw. „anti-harassment policy” (w USA zostały wypracowane standardy w tym zakresie) skwitowała, że „to byłby zły PR”.

Podczas spotkania z Raportem Obieżyświata Hanna Bielerzewska, jedna z organizatorek imprezy, na temat spotu (podkreślenia moje):

Tworząc ten spot byliśmy przygotowani na to, co się wydarzy. To nie było tak, że to jest zaskoczenie po naszej stronie, że o boże, wszyscy się oburzają. Nie, my byliśmy przygotowani na to, natomiast… powiem wam jedną istotną rzecz: ten film nie jest filmem reklamowym Pyrkonu. To jest film opowiadający, rozszerzający tak naprawdę informację na temat newsa – o kostkach, które… które będą dla wszystkich dostępne. Wydaje mi się… że nastąpiła jakby taka… nadinterpretacja tego, że to jest reklamówka Pyrkonu, bo ten news… znaczy inaczej: gdybyśmy chcieli stworzyć filmik reklamujący Pyrkon, to wypuścilibyśmy go już dawno temu, a nie dopiero na tydzień przed po prostu,tak? Więc tyle w tym temacie. […] Aha, jeszcze odpowiadając na to pytanie, czy zamierzamy wypuścić oficjalne oświadczenie? Nie. Po prostu nie, bo… no… bo to nie jest film, to nie jest promówka Pyrkonu, to jest informacja rozszerzająca, to jest jakby ozdoba do newsa na temat kostek. Tyle.

Tego nie ma już jak skomentować.

PS. linki:

Oświadczenie (FB)

(nerdkobieta blog)

Striptiz dla festiwalu (gry bez prądu)

(Jano)

Czemu nie jadę na Pyrkon? (poGrywam sobie)

Graj cycem (Błękitny Świt)

Dlaczego Pyrkon dał ciała? (el-pop)

(zwierz popkulturalny)

Pornkon czyli o tym, jak spieprzyć PR dobrej imprezy (geekfreak)

Bo chodzi o szacunek, a nie poprawność polityczną (gamesfanatic)

Seksistowska czy zabawna Kontrowersyjna reklama poznańskiego festiwalu Pyrkon (polygamia)

Pyrkon reklamuje się stripteasem. „Chcę tą dziewczynę jako dodatek do biletu” (gazeta.pl poznań)

Jakoś to będzie (Ursus Ludens)

(FB)

[Wpis gościnny] Kobiety w fantastyce? Były od zawsze.

Conan, Solomon Kane, Fafryd i Szary Kocur, Kull i inni. Wystarczy jednak sięgnąć trochę głębiej i obraz wczesnej fantastyki, pulpy się zmienia. Nie jest to już tylko domena mężczyzn i chłopców z ich niesamowitymi bohaterami. Pojawiają się bohaterki. Naprawdę.

Czytaj dalej

Damulki w opresji

Anita Sarkeesian wypuściła pierwszy film z cyklu Tropes vs Women in Video Games. Pierwszy odcinek poświęcony jest kobietkom, których główną funkcją jest zostanie uratowanymi przez (zwykle) męskiego protagonistę. W odcinku zobaczymy przede wszystkim księżniczki Peach i Zeldę.

Bardzo polecam, Sarkeesian klarownie opisuje i wyjaśnia trop (i nie pomija subtelności). Bardzo przyjemnie jest jej słuchać, ja zwykle potrzebuję napisów na filmach, a w tym przypadku zupełnie nie były mi potrzebne.

nakedfemalegiant.pl

Przenoszę bloga na nową domenę, czyli nakedfemalegiant.pl. Proszę osoby, które śledzą mojego bloga, o uaktualnienie informacji. (Obecny adres będzie działał jeszcze 2 dni i w tym czasie powinna uruchomić się nowa domena).

Copyright © 2018. Powered by WordPress & .